WYWIAD - Santiago Calatrava: „W Notre-Dame po raz pierwszy zrozumiałem, że architektura istnieje – to światło ją ożywia”.


Kiedy przemawia Santiago Calatrava, wszystko jest w ruchu. Jego dłonie i ramiona, ale przede wszystkim jego oczy. Trzeba go zobaczyć, kiedy opowiada o Dworcu Centralnym w Zurychu, o obrazie Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego” albo o Goi. Wtedy jego oczy się rozjaśniły i powiedział: „Niesamowicie piękne”. Nawet jeśli brzmi to jak banał, słowa te płyną z najgłębszej troski i przekonania. Jego entuzjazm jest szczery i sprawia wrażenie, jakby dopiero po raz pierwszy odkrył piękno takich dzieł.
NZZ.ch wymaga JavaScript do prawidłowego działania ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub program blokujący reklamy obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Calatrava odpowiada na pytania, przedstawiając długą, rozwlekłą opowieść. Jest zapalonym ilustratorem, ale także równie ujmującym gawędziarzem, który chętnie ilustruje swoje opisy cytatami z francuskich myślicieli i artystów, oczywiście dosłownymi. I bez względu na to, jak bardzo zboczy z tematu, zawsze znajdzie drogę powrotną do miejsca, w którym rozpoczął swój obszerny ciąg myśli.
Ciągle rysuje w powietrzu, a kiedy to nie wystarcza, co zdarza mu się wielokrotnie, bierze papier, ołówek i zaczyna szkicować: na przykład mury oporowe nad jeziorem Walensee, które zainspirowały go do stworzenia konstrukcji na stacji Stadelhofen, lub też zabawny charakter jego modeli ekwilibrystycznych, które tworzył dla swoich dzieci i dzięki którym, jak się wydaje, przechytrzył prawa grawitacji.
Panie Calatrava, jest Pan architektem działającym na całym świecie, słynącym z odważnych, eleganckich mostów i spektakularnych stacji kolejowych. Mało kto wie, że pracujesz także jako artysta wizualny. Jak wszystkie dzieci, malowałeś zanim nauczyłeś się czytać i pisać. Czy pamiętasz swoje najwcześniejsze rysunki?
Pamiętam kolorowe kredki. Jako dziecko potrzebowałam mnóstwa żółtego i czerwonego koloru, to była prawdziwa obsesja. Później bardziej zaznajomiłem się z kolorem niebieskim i zielonym, a także bardzo polubiłem ołówki. Moje najwcześniejsze wspomnienie prawdopodobnie sięga przedszkola, kiedy byłem małym dzieckiem i rysowałem kredą na tablicy. Już wtedy byłem chwalony i zachęcany, co było ważne. Pamiętam to bardzo wyraźnie. Dało mi to dużo otuchy.
Czy pamiętasz, jakie przedmioty rysowałeś?
W szkole powtarzano malowanie kredą. Za każdym razem, gdy nauczyciel miał urodziny, organizowano z tej okazji małą uroczystość. Następnie zrobiłem ogromne rysunki na tablicy, ku wielkiemu rozbawieniu moich kolegów z klasy. Jednakże to, co było dla nas kształtujące, to częste wychodzenie na zewnątrz, aby rysować i malować w otoczeniu natury. Pamiętam jeden z kościołów w Walencji z dużą kopułą wykonaną z niebieskich cegieł. Miałem chyba 11 lat, kiedy to namalowałem, i zachowałem tę kartkę przez długi czas. Od czasu do czasu na niego patrzyłem i uważałem, że to bardzo dobry rysunek.
Czy rysowałeś wtedy głównie budynki?
Często odwiedzaliśmy miejsca w pobliżu szkoły, która znajdowała się w sercu starówki Walencji. Na przykład przepiękny XIX-wieczny rynek z dużą halą. Już wtedy fascynowały mnie przestrzenie, jako dziecko rysowałem nawet główny dworzec kolejowy.
Najwyraźniej twój talent został odkryty wcześnie, ponieważ pierwsze wykształcenie artystyczne odebrałeś w wieku ośmiu lat. Jak to się stało?
Rysowałem dużo, zawsze kiedy miałem okazję. I pewnie nalegałem, pamiętam, że zawsze mówiłem ojcu, że chcę zostać malarzem. W domu często rozmawialiśmy o artystach, chociaż nikt w naszej rodzinie nie był artystą. Ale ludzie rozmawiali o znajomych, którzy malowali i zawsze robili to z wielkim szacunkiem.
Czy to dało początek wczesnej fascynacji egzystencją artystyczną?
Nie w sensie romantycznym czy artystycznym, ale po pierwsze, istniała pewna predyspozycja, a po drugie, podziw w mojej rodzinie dla wybitnych artystów. Ludzie z szacunkiem wypowiadali się o ich dziełach, obojętnie czy były to obrazy Velázqueza, El Greca czy Goi. Słyszałem te nazwy cały czas w domu. A potem mój ojciec zabrał mnie do Prado w Madrycie. To było objawienie.
Po obserwacji w muzeum nastąpiło szkolenie.
Jako nastolatek, właściwie dziecko, zostałem przyjęty do szkoły artystycznej. Tam pobierałem pierwsze lekcje. Po szkole chodziłem do akademii na jakieś dwie godziny, pięć razy w tygodniu. Poznałem początkujących malarzy, którzy byli ode mnie dużo starsi. Miałem też okazję obserwować młodych ludzi, którzy świetnie rysowali i modelowali. To zrobiło na mnie duże wrażenie.
Czy to zadecydowało również o Twojej dalszej ścieżce życiowej?
Mając szesnaście lat ukończyłam liceum. Od dawna zamierzałem zostać malarzem. I było dla mnie równie jasne, że chcę studiować w École des Beaux-Arts w Paryżu. Ale było lato 1968 roku i szkoła była zamknięta; nie wiedzieliśmy nic o zamieszkach studenckich w maju 1968 r. Kiedy przyjechałem pod koniec czerwca, Boulevard Saint-Germain był w trakcie brukowania; do tej pory pozostały tam jeszcze stare brukowane kamienie, które zerwali studenci. Po protestach panowała ciekawa atmosfera, ale École des Beaux-Arts już nie istniała; pozostawał zamknięty przez około dwa lata i nie odbywały się w nim żadne zajęcia.
Czyli maj 1968 roku sprawił, że zostałeś nie artystą, a architektem?
Można tak powiedzieć, ale mimo wszystko namalowałem wiele portretów w Paryżu. W tym czasie pracowałem w Paryżu dla „Les Petits Frères des Pauvres”, organizacji pomagającej ubogim i starszym ludziom. Po południu miałem wolny czas, więc namalowałem portrety gości. Byli to głównie ludzie starsi. To było bardzo ciekawe, ponieważ twarze tych ludzi wyrażały całą historię. Następnie pokazali niektóre z portretów w swoich pokojach. To była prawdopodobnie moja pierwsza wystawa. Ale nigdy nie przestałem malować; Malarstwo towarzyszy mi przez całe życie, aż do dziś.
W tym numerze prezentujemy niektóre rysunki i rzeźby z Twojej twórczości. Dzięki temu łatwo zauważyć, że sztuki wizualne mają swoją własną jakość. Nie zależy to od Twojej pracy jako architekta. Wręcz przeciwnie. Czy Twoja ekspresyjna architektura jest wynikiem Twojej pracy artystycznej?
Myślę, że chodzi o pokonywanie granic. Granice własnej wyobraźni i percepcji, czy to w sztuce, czy w architekturze. Istnieją na to metody – moja polega na robieniu wielu szkiców i rysunków. Nieuchronnie zaczynamy traktować rysunki i szkice jako autonomiczne dzieło artystyczne, ale jest to również sposób na odnalezienie właściwej formy pośród setek szkiców lub arkuszy akwarelowych. Praca powtarzalna i seryjna prowadzi cię do miejsc, do których nie chciałeś iść. Monet również pracował w ten sposób. Maluje swój stóg siana raz po raz; on nigdy nie kończy.
Albo mosty w londyńskiej mgle i smogu.
A także Katedra w Rouen, 33 razy, wyobraź sobie. To szaleństwo, ale to jego metoda. Ważne jest to, że nie ma żadnych przepisów. Na czas studiów dostajesz plecak, ale żeby pójść dalej, musisz zgromadzić instrumenty. Nikt nie może ci tego dać. Można je nabyć jedynie w praktyce.
Czy powiedziałbyś, że dzieje się coś metafizycznego, kiedy docierasz tam, gdzie nigdy nie chciałeś dotrzeć? Coś, co dzieje się niezależnie od Twojego świadomego wysiłku?
Z pewnością ma to coś wspólnego z odpowiedzią Matisse'a, gdy zapytano go, czy wierzy w Boga. „Tak, kiedy pracuję.” W tym sensie praca jest instrumentem, który potrafi podnieść to, co fizyczne, do poziomu metafizycznego. To jest mój system. Ostatnio kupuję papier bez przerwy. Nie chcę umierać, póki nie zużyję wszystkich tych papierów. To prawie tak, jakbym nadawała sobie rację bytu.
Malowanie byłoby więc także czymś, co utrzymuje cię przy życiu. A jednak zostałeś architektem. Po nieudanej próbie przyjęcia do École des Beaux-Arts w Paryżu powróciłeś do Walencji i wkrótce zmieniłeś szkołę artystyczną na architekturę. Co się stało?
Akademia w Walencji nie wydała mi się szczególnie interesująca. Poza tym przeżyłem w Paryżu coś, co nagle skierowało mnie w nowym kierunku. Opowiadałem ci o brasserie, w której pracowałem latem. Zawsze robiłem sobie przerwę późnym rankiem, około godziny 11, i oczywiście słyszałem o katedrze Notre-Dame ; zapoznaliśmy się z tym tematem na zajęciach. Ale pewnego poranka, gdy wszedłem przez boczne wejście, zobaczyłem, że do kościoła wpadają promienie słońca. To było niesamowicie piękne, głęboko mnie poruszyło, wręcz uderzyło. Po raz pierwszy zrozumiałem, że architektura istnieje – nie sama w sobie, ale dzięki światłu, które ją ożywia. Połączenie światła i piękna głęboko mnie poruszyło. Potem pomyślałem, że architektura może być dobrym kompromisem między sztuką i rysowaniem. Następnie rozpocząłem studia architektoniczne w Walencji, gdzie głównym przedmiotem zainteresowań był rysunek.
Maj 68 przeszkodził artyście, doświadczenie w Notre-Dame wydobyło na światło dzienne architekta. Sądząc po tym, jak to opisałaś, było to rzeczywiście przeżycie budzące. Czy jesteś osobą religijną?
Twoje pytanie przywodzi mi na myśl rzeźbiarza Auguste'a Rodina. Istnieje fantastyczna książka Rodina zatytułowana „Entretiens réunis par Paul Gsell”. W nim pyta Rodina, czy jest religijny. A Rodin odpowiada: «Si la religia n'existait pas, j'aurais eu besoin de l'inventer. Les vrais artystów sont, en somme, les plus religieux des mortels.» Trudno go było uznać za osobę religijną w sensie ortodoksyjnym, ale na pewno w sensie duchowym. Pomyśl o jego „Bramach Piekieł” lub „Adamie i Ewie”; często podejmował tematykę biblijną, stworzył także bardzo prowokacyjną rzeźbę z Magdaleną i Chrystusem. Ponadto religijność jest postawą duchową, która dąży do stworzenia czegoś nowego i innego ze zwykłej materii. Ale Rodin zawsze mnie inspirował swoimi tekstami, nie tylko swoją twórczością.
Napisał również ważną książkę o katedrach francuskich.
Odwiedził wiele katedr, m.in. tę w Reims i wiele innych. W tamtym czasie byli w niebezpieczeństwie, a katedra Notre-Dame w Paryżu została niemal zniszczona. Stało się to w Liège, w Liège znajdowała się wspaniała katedra, którą zburzono. Rewolucja Francuska i Komuna Francuska dały początek temu duchowi; ich zdaniem stare rzeczy po prostu musiały zniknąć. A potem pojawia się Rodin i publikuje małą książeczkę. „Katedry Francji”. Opisuje w nim różne katedry i wykonuje przepiękne ilustracje. I tutaj pisze to zdumiewające zdanie: «Ce jeu, cet emploi harmonieux du jour et de la nuit, c'est le but et le moyen, c'est proprement la raison d'être de tous les arts. N'est-ce pas, par Excellence, l'architecture tout entière?” A później jest też napisane: „La rzeźba n'est qu'une espèce dans legatunek huge de l'architecture”.
To niesamowite stwierdzenie jak na rzeźbiarza.
A jeszcze bardziej zadziwiające jest to, że niezwykle utalentowany architekt zajął się nimi ponownie w XX wieku. Nazywał się Charles-Édouard Jeanneret, znany jako Le Corbusier. Pisze to, co teraz brzmi dla nas bardzo znajomo: „L'architecture est le jeu savant, Correct et magnifique des Volumes Assemblés sous la lumière”. To jest Rodin! Zasługą Corbusiera było to, że docenił geniusz Rodina. Interesujące jest zatem to, że to rzeźbiarz podał kanoniczną definicję architektury XX wieku.
Czy rozpoznajesz siebie jako architekta opisanego przez Corbusiera i Rodina?
Na szczęście miałem w rodzinie rolników. Osoby mieszkające z rolnikami mają szczególną więź z naturą i ziemią. Następnie chcą je chronić. Architekturę postrzegam jako część natury. Zawsze znajdowałem się w paradoksalnych sytuacjach. Większość kontraktów budowlanych otrzymuję od sektora publicznego, dlatego dominującymi tematami w mojej twórczości stały się mosty i dworce kolejowe. Owszem, takie budynki są niezwykle funkcjonalne, ale właśnie z funkcjonalizmem mam najwięcej trudności. Jednakże istnieje wiele przykładów z historii, które pokazują, że funkcjonalność może być zarówno piękna, jak i zgodna z naturą.
O czym myślisz?
Przyjrzyjmy się mostowi Roberta Maillarta nad Salginatobel w pobliżu Schiers, zbudowanemu w 1930 roku. To niezwykle piękny i elegancki most, którego jedynym zadaniem jest zapewnienie dostępu do odległego alpejskiego pastwiska. W Paryżu można zobaczyć Gare de Lyon z restauracją Le train bleu lub Gare Saint-Lazare, który namalował Monet. Główny dworzec kolejowy w Zurychu jest również arcydziełem; Jego duża sala sprawia wrażenie niemal rzymskiej, jakby wchodziło się do term Karakalli.
Co charakteryzuje dobrą architekturę?
Są dwie rzeczy, które są bardzo ważne w architekturze. Jednym z nich jest krajobraz, w którym odbywa się budowa. Dużo się tam nauczyliśmy. Drugim jest przestrzeń; nie jesteśmy jeszcze tam, gdzie moglibyśmy być. Jeśli w architekturze współczesnej można mówić o luksusie, to można go znaleźć tam, gdzie przestrzeń spotyka się ze światłem.
Podaj nam przykład.
Zurych to miejsce, w którym przestrzeń i światło współdziałają ze sobą w niezwykły sposób. To jest atrium uniwersytetu. Byłem zdumiony, gdy tam wszedłem po raz pierwszy. Ponieważ wchodzi się przez małe drzwi. Wtedy przypomniałem sobie o łacińskim napisie „Per aspera ad astra”. Jest to skierowane do studentów uniwersytetu: Do światła wiedzy wchodzi się przez wąskie drzwi. Mam na myśli to, że istnieje coś więcej niż tylko funkcjonalność. Oczywiście, architektura musi funkcjonować, ale architektura jest również środkiem wyrazu, tak jak malarz czy rzeźbiarz. Dworce kolejowe zawsze dawały mi możliwość tworzenia przestrzeni pełnych znaczenia. Zrobiłem to w Liège, w Nowym Jorku, a niedawno otwarto nowy dworzec kolejowy w belgijskim mieście Mons.
Czy można powiedzieć, że budynek powstaje tylko dzięki światłu, czego doświadczyłeś w Notre-Dame?
Można to ująć tak: światło dematerializuje budynek. Coś tak materialnego jak architektura wymaga ton stali, betonu i drewna, a także lat pracy z materiałem. Ale najwyższa jakość budynków kryje się w tym, co niematerialne, w świetle i pustej przestrzeni. Lao Tzu twierdzi, że wartość naczynia nie leży w jego materiale, lecz w pustce jego pustej przestrzeni.
Zdumiewające jest, że cytuje Pan Lao Tzu, o którym nie wiadomo, czy był legendą, czy też żył jako filozof i mnich. Więc pytanie jest ponowne: Czy jesteś osobą religijną?
Powiedzmy to w ten sposób. Jestem osobą wierzącą. Wierzę w świat duchowy, a nie tylko jeden. Wierzę w życie pozagrobowe. To całkiem sporo. Ale nie jestem osobą religijną w sensie liturgicznym, w sensie wydarzeń religijnych. Wolę zgadzać się z Matissem: wierzę w Boga, kiedy pracuję.
Czy malowanie jest zatem także aktem religijnym lub mistycznym, ponieważ dzieje się w nim coś, co wykracza poza twoją racjonalną kontrolę?
To, co powiedział Rodin i co powiedział Matisse, jest dla mnie lekcją. To jest duchowe miejsce, w którym się znajduję. Nie chodzi tylko o to, że zostałem wychowany w duchu religijnym. Przeciwnie, element religijny znalazł kontynuację w praktyce artystycznej. Le Corbusier ujął to w ten sposób: „Travailler n'est pas une penition, travailler c'est respirer!”
To brzmi bardzo protestancko.
W tym przypadku nie ma to znaczenia. Ze strony matki również mogę być Żydówką. Pochodziła z rodziny hiszpańskich Żydów, którzy zostali zmuszeni do konwersji 200 lat temu, lecz mimo to pozostali głęboko przywiązani do swojej religii; Kościół chrześcijański przyznał im tę niewielką swobodę. W tradycji żydowskiej praca oznacza przyczynianie się do dokończenia dzieła stworzenia. A nawet Bóg odpoczywa siódmego dnia. Nawiasem mówiąc, można to zaobserwować również w niepozornych strukturach architektonicznych. Po wejściu do restauracji Kronenhalle w Zurychu, tuż przy wejściu znajduje się umywalka. Oznacza to, że każda osoba, która tu odpoczywa, wraca z pracy i musi najpierw umyć ręce.
Jesteś poetą betonu. Stworzyłeś ogromne konstrukcje ze zbrojonego betonu, przekształcając ciężar materiału w unoszącą się, nieważką elegancję. Studiowałeś architekturę w Walencji i inżynierię na ETH w Zurychu. Patrząc na Twoją pracę, można by pomyśleć, że zostałeś inżynierem, aby przechytrzyć prawa grawitacji. Jesteś raczej romantycznym racjonalistą czy raczej racjonalistycznym romantykiem?
Nawiasem mówiąc, Einsteina kiedyś zapytano, czy wierzy w Boga. Jego odpowiedź była zdumiewająca. Wierzy w Boga Spinozy. To wspaniale, bo Spinoza był uważany za ateistę. Jest to połączenie myślenia dialektycznego i romantycznego. Einstein wyobrażał sobie wszechświat jako coś uporządkowanego. Powiedział: Bóg nie gra w kości, On po prostu nie gra. Ma to głębsze znaczenie. I wtedy Einstein wymyślił swój słynny wzór: Energia jest równa masie pomnożonej przez kwadrat prędkości światła. Racjonalność to nie wszystko. W ETH nauczyłem się bardzo dużo, ale trzeba wykraczać poza wiedzę.
Czy to oznacza przełamanie i pokonanie granic teorii?
Romantyzm zakłada istnienie człowieka intuicyjnego. Działa poza wzorami matematycznymi, posługując się wiedzą emocjonalną. Nauka jest ważna, ale trzeba też uwolnić się od tego świata. W tym pomaga żartobliwość, scherzo i divertimento. Pod koniec studiów zacząłem studiować ekwilibrystykę. Konstruowałem zabawki dla moich dzieci; była to kontynuacja logiki konstrukcyjnej w sferze artystycznej.
Czy zatem sztuka służy także otwieraniu dróg do świata wykraczającego poza czystą materialność?
Kilka lat temu widziałem obraz Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego” w Ermitażu w Petersburgu. Ukończył je jako jedno ze swoich ostatnich dzieł na krótko przed śmiercią w 1669 roku. Ten obraz wywołał u mnie łzy, nie tylko dlatego, że jest technicznie doskonały i ma w sobie coś potężnego. Ale także dlatego, że sam siebie namalował; Syn klęczący przed ojcem to sam Rembrandt. Przypomina mi to hiszpańskiego poetę, który powiedział o malarzu Fra Angelico, że namalował niebo w pozycji klęczącej. Tak, malarstwo otwiera nowe horyzonty.
Goya, którego bardzo podziwiasz, namalował autoportret jako starca, na którym napisał: „Jeszcze się uczę”. Czy dotyczy to również Ciebie?
W każdym razie. A Goya jest dla mnie bardzo ważny. Był jednym z hiszpańskich artystów, którzy zmarli za granicą. Życie artystów na wygnaniu nie było łatwe. Goya szukał do samego końca. A ten mały, wzruszający rysunek mówi też o tym, żeby nie tracić nadziei. To jest człowiek na wygnaniu.
Ty również mieszkasz za granicą, ale nie czujesz się w Zurychu jak na wygnaniu?
To moje życie. Moi przodkowie ze strony matki postanowili pozostać w Hiszpanii, mimo że musieli się nawrócić. To część mojej historii, tak jak Szwajcaria stała się częścią mojego przeznaczenia.
Pracujesz bardzo ciężko i przestrzegasz jasno ustalonego planu dnia, obejmującego zajęcia w biurze architekta i przy desce kreślarskiej. Wydaje mi się, że prowadzisz życie monastyczne. Czy tak czujesz?
Benedyktyni mieli zasadę: Ora et labora. Gdyby Zurych był klasztorem, to dla mnie zasadą byłoby: Mora et labora. Żyć i pracować. W Zurychu panuje cisza i spokój, przez co godziny i dni stają się dłuższe; Pracuję bardzo dobrze i bardzo ciężko. A kiedy wracam do domu, rozpalam ogień w kominku i pracuję do dziesiątej lub jedenastej. To bardzo dobre miejsce do mojej pracy. Chociaż wiele osób nie chce w to uwierzyć, mieszkam tutaj dłużej niż gdziekolwiek indziej. To jest fakt. Podobnie jest z moją żoną: nie chcę spędzić całego życia z kobietą, której nie kocham. Nie spędzasz całego życia w mieście, z którym nie masz żadnego związku.
Dorastałeś w Hiszpanii za rządów Franco, a gdy studiowałeś, on był jeszcze u władzy. Czy Zurych był także wyzwoleniem?
Wiesz, przychodząc tutaj, c'était la gloire. Byłem prawdopodobnie jednym z najbiedniejszych studentów, ale żyłem bardzo oszczędnie. Pozwoliłem sobie na jeden luksus: wydałem 160 franków na muzykę. Tyle kosztowała roczna składka członkowska Orkiestry Kameralnej w Zurychu, którą wówczas dyrygował Edmond de Stoutz. Sprowadził do Zurychu najważniejszych solistów. Bruno Leonardo Gelber, Yehudi Menuhin i wielu innych, w tym Martha Argerich, gdy była bardzo młoda. Uwielbiam muzykę, więc był to dla mnie wspaniały prezent. Przede wszystkim lubię spokój i skupienie w tym mieście. Od samego początku było to bardzo miłe miejsce, doskonały wybór.
Czy życie tutaj ukształtowało także Ciebie?
Byłabym inną osobą, gdyby nie ten spokój, ten monastyczny charakter mojego życia w Zurychu, gdyby nie monastyczny charakter mojego sposobu pracy i życia. Tutaj było to dla mnie możliwe. To samo dotyczy ETH. Było to wielkie odkrycie i ulga po latach spędzonych w Hiszpanii, gdzie policja wielokrotnie okupowała uniwersytet, gdzie koledzy znikali w więzieniach, gdzie szpiedzy czaili się wszędzie. Trzeźwość Zurychu, cisza i jednocześnie światło tego miasta nad jeziorem – wszystko to oznaczało wyzwolenie. Znów odetchnęłam z ulgą. Tutaj doświadczyłem narodzin nowej sztuki, ponieważ zawsze uważałem architekturę za sztukę.
nzz.ch